poniedziałek, 22 września 2014

MICO - długie skarpety kompresyjne

Któregoś dnia natrafiłem na skarpety firmy MICO. Były mocno zachwalane więc chciałem się przekonać czy są warte swojej ceny. Dodam na wstępie, że skarpetki zaraz po butach są dla mnie najważniejszymi elementami wyposażenia biegowego. Zwłaszcza jak mają służyć podczas długich biegów. Napisałem do firmy Mico o możliwość przetestowania ich produktu. Po jakimś czasie otrzymałem przesyłkę, która zawierała dwa produkty. Dziś podzielę się opiniom o jednym z nich.

MICO Long Running socks - OXY-JET





Co podaję producent? 

Skarpety kompresyjne długie włoskiej firmy MICO. Idealnie nadają się na długie wybieganie.
Parametry: idealnie dopasowują się do stopy, dzięki czemu nie krępują ruchów stopy, wysoka oddychalność. Linia skarpet i bielizny OXI-JET została zaprojektowana aby poprawić krążenie krwi i limfy podczas uprawiania sportu. Kiedy podczas uprawiania sportu jesteśmy ubrani w strój z linii OXI-JET, nieustannie wytwarza on i stymuluje mikro-masaż (dzięki mikro naciskom szwów na skórę, a co za tym idzie na system żylny). To pobudza i poprawia przepływ krwi i limfy z powrotem do serca przyspieszając tym samym wydalanie produktów przemiany materii.

Skład: 20%poliester, 20% poliamide micro, 20% poliamide, 40% elastyna









Jak jest w rzeczywistości?

Skarpety w dotyku są wykonane z bardzo przyjemnego materiału. Nie powodującego podrażnień ani otarć-zastosowana technologia płaskich szwów spisuję się bez zarzutu! Bardzo dobrze dopasowują się do kształtu stopy i łydki. Rzeczywiście nie krępują ruchów, nie przesuwają się w trakcie biegu-uważam to za duży plus, bo nie powiem byłem pełen obaw, że mogą się zsuwać z łydki. Nawet gdy namokną od deszczu dalej leżą bez zarzutu! Bardzo dobrze wykonane wzmocnienie na ścięgno Achillesa - miałem sam zapalenie tego ścięgna i od tego czasu wiem jak ważny jest dobór odpowiednich skarpet biegowych. Poza tym skarpety posiadają specjalne profilowanie na łuku stopy-miejsce gdzie anatomicznie zlokalizowane jest dużo naczyń żylnych. Uważam, że zarówno wsparcie dla ścięgna jak i dla łuku stopy spisują się bardzo dobrze!

Jak jest z kompresją?

Kompresja w skarpetach jest wyczuwalna. Skarpety ładnie opinają łydkę wspomagając tym samym krążenie. Nie jest to zapewne rodzaj kompresji dla tych co oczekują, że noga będzie super ściśnięta. Co według mnie nie jest konieczne! Czy widać jej efekty? Skarpety stosowałem podczas długich wybiegań jak i do regeneracji po treningu. Mając porównanie do produktów innych firm mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że zastosowana technologia kompresji w skarpetach MICO spełnia swoje zadanie!

Odporność na użytkowanie?

Zrobiłem w nich już ponad 150 km, były prane i dalej są jak nowe! Nie straciły nic ze swoich właściwości. Mogę śmiało opowiedzieć, że produkt firmy MICO jest odporny na intensywne użytkowanie!


Podsumowując długie skarpety kompresyjne firmy MICO, są bardzo dobrą alternatywą dla opasek kompresyjnych. Nie musimy się martwić o dobre dopasowanie skarpet i opasek do siebie. Sprawdzają się w trudnych warunkach niosąc wsparcie dla naszych stóp i łydek.

Skarpety można dostać w www.norafsport.pl www.skarpeter.pl

środa, 10 września 2014

Pierwsza 'setka'


Do Krynicy przyjechałem już w środę, żeby spokojnie czekać na start. W czwartek z moim partnerem z Biegu Rzeźnika zrobiliśmy mały rekonesans po Jaworzynie. Czułem się świetnie. Podświadomość podpowiadała mi, że to będzie mój bieg! Czułem lekkość na zbiegach i podbiegach! Poza tym profil trasy bardzo mi odpowiadał-dużo, długi odcinków na których można szybko biegać. Jednak wyczekiwanie na start stopniowo wywoływało u mnie podenerwowanie. Plany były ambitne i moja 'głowa' o tym doskonale wiedziała...





Są dni gdy człowiek wstaje i wie, że to będzie jego dzień! Tego nie poczułem zwlekając się z łóżka około 1:30 w sobotę. Gorący prysznic, bułka z dżemem i marszem na start. Nie czułem się pewnie. Byłem jakby 'zagubiony' i wycofany. Godzina 3:00 ruszamy. Ciemno mimo dużej ilości 'czołówek'. W dobrej formie melduję się na Jaworzynie. Nie chciałem dużo sił straci na początku biegu bo wiedziałem, że to dopiero pierwszy etap ścigania. Podczas zbiegu z Runka w kierunku Hali Łabowskiego poczułem, że coś nie jest tak. Najpierw zaczęła przeszkadzać mi ciemność, później jakieś nieprzyjemne zimno jakby mnie dotknęło. Nagle poczułem jakby mi się chciało spać i nie mam sił. Nogi zrobiły się ciężkie i nie chciały biec jak powinny. gdyby tego było mało poczułem ból w części bliższej uda-demony z Wałbrzycha przypomniały o sobie. Łyk wody i pierwszy 'przeciwból' zaaplikowany! Dalej ciężko...Czuję, że plany walki o czas w granicach 10 h 30 min stają się nierealne. Głowa zaczyna szaleć-'Zejdź z trasy", "Wrócisz do łóżka i pójdziesz spać..." Po czym poczułem, że leżę w błocie-Nike Terra Kiger nie dały rady na błotnistej nawierzchni. Moja głowa już zupełnie przekonana, że na 36 km będzie po zabawie. Tracę pozycję za pozycją. Nie biegnę, a podbieguję. Gdy docieram do Rytra mówię do taty, że schodzę, że nogi bolą, że to nie mój dzień, że się źle czuje. On spokojnie mówi, że może szkoda, żebym pobiegł turystycznie, że liczą się pkt do UTMB. Koniec końców tracę dużo czasu na przepaku - zmiana butów, przełożenie chipa kosztowały mnie dużo nerwów i czasu. 'Przeciwból' i ruszam dalej. Wyznaczam sobie małe cele. Nie walczę już na podbiegach. Na płaskim nie biegnę szybko, a nawet biegnę/idę, a zbiegi robię asekuracyjnie. Nie martwię się o to, że tracę kolejne pozycje bo nie wiem czy skończę ten bieg. Mam nawet momenty, że cieszę się samotnym biegiem w górach. Noga mimo przeciwbóli boli... Tak docieram do 66 km. Tu też mały 'biwak', ale skoro nie walczę o to co założyłem, a uszczerbek na zdrowiu nie pozwala na szarże ułańską więc bez spiny. Zjadam 'milion' pomarańczy i ruszam bo przed mną jeszcze ciężka plansza. Jednak w głowie wiedziałem, że dotrę do deptaka w Krynicy.


Na 77 km czuję, że może się jeszcze 'pobawię' na trasie i zacząłem wyprzedzać. W bacówce nad Wierchomlą nawet się nie zatrzymałem. Czułem się tak jak powinienem się czuć od początku. Chciałem pokazać sobie, że dżemie we mnie duch wojownika mimo tak wielu przeciwności. Na 10 km do mety rozpętała się burza i ulewa. Zbieg w wodzie po kostki. Mimo to gnałem ile mogłem. Gdy wbiegłem na deptak czułem, że było warto mimo bólu, mimo wielu łez na trasie. To była moja chwila na deptaku. Nie myślałem wtedy, że jestem 'za późno' byłem wtedy kiedy byłem i cieszyłem się tym!


Co miało pójść nie tak na trasie to poszło. Kontuzja, źle dobrane buty, kryzysy. Jednak zameldowałem się na mecie, stanąłem w miejscu, w którym stawali Ci, których podziwiałem. Ten bieg kosztował mnie wiele zdrowia fizycznego i psychicznego. Cierpiałem psychicznie przez 66 km biegu. Fizycznie przez 90 km-tyle leków przeciwbólowych nie zjadłem w ostatnim roku co podczas tych 13 h i 2 min. Bieg ten był trudną lekcją podczas, której musiałem zdać nie jeden egzamin 'dojrzałości biegowej'. Wiem, że teraz będę tylko mocniejszy bo przeszedłem przez swoje piekło, doświadczyłem takiego bólu jakiego jeszcze za całą moją karierę biegową nie doznałem.

Nie chcę gdybać co by było gdybym pobiegł jak powinienem, na tyle ile potrafię bo to nie ma sensu. Jeśli za rok wystartuje-jedynie jak pojadę na CCC to nie wystartuje w B7D obiecuję wziąć rewanż! Gratuluje tym co byli lepsi od mnie, to był Wasz dzień, ale musicie wiedzieć, że gdzieś na dolnym śląsku jest chłopak, który ciężko trenuje by wspiąć się tak wysoko jak tylko się da!

sobota, 2 sierpnia 2014

SKINS A 200 długie getry kompresyjne


Gdy sam potrzebuje coś kupić biegowego czytam dużo opinii. Niektóre są bardzo długie i nieczytelne inne są zbyt ubogie, ale są na szczęście też takie, które zawierają wszystko to co potrzebne bez zbędnych dodatków. Cenie sobie bardzo szczerość, przecież nie ma produktów idealnych. Sam nie jestem pisarzem czy dziennikarzem, ale w recenzjach, które piszę staram się zawrzeć najważniejsze rzeczy, których sam bym szukał.

Jakiś czas temu firma SKINS dostarczyła mi ich produkt do testowania. Były to długie getry kompresyjne  A 200. Wiedziałem, że na rynku jest kompresja w postaci opasek na uda, łydki czy koszulek, ale nie wiedziałem, że istnieją długie getry. Do tej pory biegałem i biegam w opaskach na łydki, które świetnie się spisują więc do testów produktu firmy SKINS przystąpiłem z wielką ochotą.

Getry dobieramy na podstawie wzrostu i wagi. Inaczej niż w produktach innych firm gdzie ocenia się obwody łydki czy uda. Czy to dobrze? Początkowo podchodziłem do tego sceptycznie, ale koniec końców getry pasowały bardzo dobrze. Nie zsuwały się podczas biegu, nie krępowały ruchów. Nie mam nic do zarzucenia pod tym względem,

Materiał: Bardzo przyjemny dla skóry. Płaskie szwy nie powodujące obtarć podczas długich biegów. Materiał z, którego są wykonane getry firmy SKINS zapewnia odpowiednią temperaturę dla mięśni zarówno w ciepłe jak i zimne dni. Biegałem w nich w lecie, w deszczu i za każdym razem spisywały się bez zarzutów. Kolejnym plusem na rzecz materiału jest fakt, że firma produkuje getry stosowane w profilaktyce niewydolności żylnej. Materiał szybko schnący co według mnie jest już standardem. Posiada właściwości antybakteryjne.

Funkcjonalność: Getry prałem ręcznie. Nic się z nimi nie działo jak do tej pory-dalej dobrze leża na nodze,  a korzystam z nich już kilka miesięcy. Brak brzydkich zapachów.

Kolorystyka: Nie mają 'szałowych' kolorów i wzornictwa. Mimo to getry bardzo dobrze się prezentują!

Czy to działa? Działa i to bardzo dobrze. Kompresja jest na wysokim poziomie. Nieustępująca innym wiodącym markom. Nie będę pisał tu o samej kompresji bo temat jest już mocno wyczerpany i większość ludzi zna zalety kompresji. Jednak jakby ktoś nie wiedział. Kompresja opóźnia moment zmęczenia włókien mięśniowych albo całkowicie go niweluje. Dlaczego? Poprawi krążenie krwi co ułatwia dostarczenie odpowiedniej ilości tlenu oraz rozprowadzenie kwasu mlekowego powstającego w trakcie wysiłku. Minimalizuje mikrouszkodzenia powstające w trakcie wysiłku. Ja sam zauważyłem na sobie, że gdy odczuwam bóle łydki-stara kontuzja i założę kompresje, która mocno opina mięśnie nie odczuwam wtedy bólu! Czy to magia? Nie to fizjologia, a przy okazji trzeba wierzyć, że to pomaga! Pomoże w uzyskaniu lepszych wyników, podniesie nasz próg wytrzymałości, ale ciężkich treningów nie zastąpi! To nie czarodziejska różdżka, ale bardzo pomocna rzecz!

Czy tylko w trakcie wysiłku? Oczywiście w produkcie firmy SKINS można chodzić po treningu, zawodach co przyspieszy proces regeneracyjny! Jednak firma SKINS przygotowała produkt przeznaczony stricte do regeneracji, ale o tym innym razem!

Czy polecam? Jeśli ktoś lubi biegać w długich getrach (ja biegam tylko zimą, takie przyzwyczajenie), ceni sobie kompresje i wygodę to gorąco zachęcam do zapoznania się z produktem firmy SKINS. Nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto! Co prawda nie są to super tanie getry, ale nie są też najdroższe, a według mnie mają bardzo dobry przelicznik ceny do jakości! Czy sam bym kupi gdyby nie dostał? Pewnie tak dużo ćwiczę i wiem, że kompresja pozwala na zwiększenie możliwości treningowych i regeneracyjnych organizmu.

www.skinsnet.cz

piątek, 1 sierpnia 2014

Z pamiętnika biegacza...

Miałem sen, ale nie był to piękny sen. Był to koszmar, który może zdarzyć się w realnym świecie. Nie pisałbym Wam o tym gdyby nie był to biegowy koszmar...

'Biegnę w zawodach, gdzieś w wysokich górach, za mną już sporo kilometrów, jestem w czołówce stawki, a tu nagle nie mogę biec, zaczyna się wewnętrzna walka-biec dalej czy zejść. Ostatecznie schodzę z trasy. Uważam to za porażkę.'-i wtedy się obudziłem! Na szczęście to był tylko przykry sen. Jednak sytuacja jest bardzo realna i istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że może kiedyś się wydarzyć. Pewnie w najmniej oczekiwanym momencie.



Cały ten sen zmusił mnie do refleksji. Czy w rzeczywistości zszedłbym z trasy? Myślałem o tym bardzo długo i powiem Wam szczerze-nie zszedłbym, jedynie tylko w sytuacji gdyby, doznał kontuzji, która uniemożliwiłaby mi kontynuowanie wyścigu. Kryzysy psychiczne i fizyczne są po to by je pokonywać, po każdym takim stajemy się silniejszy bo przekraczamy nową granicę! Od dziecka byłem 'fighterem' nie ważne czy uprawiałem karate, czy grałem w piłkę nożną zawsze walczyłem do końca. Mam świadomość, że kryzysy są i będą, ale gdy staję na starcie nie myślę, że będę musiał z nimi walczyć. Oczyszczam głowę i ruszam, zajmę się nimi gdy mnie 'dopadną'. Nie można martwić się na przód! 'Czysty' umysł przed startem bywa ważniejszy niż godziny treningu fizycznego!

Czy mam złoty środek na kryzysy? Nie ma takowego, przynajmniej mi się tak wydaję! Ja osobiście staram się już podczas treningów, gdy w głowie rodzi się myśl-'zatrzymaj się, przecież to tylko trening, odpocznij' biegnę dalej bo po chwili czuję się mocniejszy. Gdybym się zatrzymał w tym momencie nic by się nie stało, ale moja 'głowa' zapamięta tę słabość i wykorzysta ją pewnie przeciwko mnie. Takie 'ćwiczenia' i schematy zachowań w trudnych sytuacjach są nieocenione podczas walki-gdy dochodzi zmęczenie, presja wyniku.

Czy tych co schodzą z trasy uważam za słabych? Otóż jest zupełnie odwrotnie! Podziwiam ich za odwagę, której ja bym nie miał. Ci co potrafią podjąć taką decyzja, zwłaszcza podczas najważniejszych zawodów sezonu są dla mnie ludźmi, których należy podziwiać. Bo taka decyzja jest zapewne trudniejsza niż kontynuowanie zawodów czy trudy treningu.

Pamiętajcie! Bieganie ultra to nie tylko trening ciało, to również trening własnej psychiki bo to 'głową' się biegnie i 'głową' się wygrywa!

niedziela, 6 lipca 2014

Koszulka, która przebiegła Bieg Rzeźnika-Brubeck Athletic



W dobie dzisiejszych technologii sprzęt do biegania jest taki jakby był produkowany dla NASA. Jednak za tak wysoką technologią idzie też cena. Nie jestem fanem wydawania wielkich pieniędzy na rzeczy biegowe gdyż zużywają się bardzo szybko i często muszę je wymieniać. Jednak z drugiej strony jestem też wybrednym klientem bo szukam towaru, który ma najlepszy przelicznik ceny do jakości. Tym razem pod lupę wziąłem koszulkę ATHLETIC firmy Brubeck, którą otrzymałem do testowania. Jak testować to w najtrudniejszych warunkach-przebiegłem w niej XI Bieg Rzeźnika. Czy zdała egzamin? Nie będę tu pisał epopei narodowej, ale kilka najważniejszych informacji, które mogą Was przekonać do zakupu tego produktu.



Koszulka Athletic została wykonana w technologii bezszwowej i z materiału o właściwościach oddychających, antybakteryjnych i antyalergicznych. Wewnętrzna warstwa wykonana z poliestru szybko odprowadza wilgoć od skóry. Zewnętrzna warstwa poliamidowa odbiera wilgoć i nadmiar ciepła z pierwszej warstwy zapobiegając przegrzewaniu się organizmu. Na klatce piersiowej, plecach i rękawkach umieszczono elementy odblaskowe. Dobra, dobra zaraz mi powiecie, że takie informację to możecie przeczytać na stronie producenta. Jednak nie napisałbym Wam tego gdyby nie pokrywało się to z rzeczywistością.


Pierwszy kontakt-zaraz zaraz nie byłem takim szaleńcem, że koszulkę ubrałem dopiero na start. Wyszedłem w niej parę razy na trening. Czy od razu przekonała mnie do siebie? Początkowo byłem sceptyczny, ale z każdym kolejnym razem byłem coraz bardziej przekonany, że to będzie dobry wybór na tak heroiczną walkę jaką był Bieg Rzeźnika. Przejdźmy do suchych faktów. Koszulka firmy Brubeck jest:

           - miła w dotyku,

           - dobrze przylega do ciała na całej swojej powierzchni - według mnie to duży atut bo miałem już,            które idealnie pasowały na klatce piersiowej, a na plecach mi odstawały,

- bardzo dobrze odprowadza pot i ciepło – bardzo dobrze spisuje się podczas treningów w ciepłe dni,
 
 - szybko schnie,
  
- materiał nie podrażnia skóry-zero otarć po całej trasie Biegu Rzeźnika,
    - nie posiada zbędnych nadruków – można samemu umieścić co się chcę na powierzchni koszulki,

    - koszulka zachowuje swoje właściwości po praniu,

    - bardzo dobrze współpracowała z plecakiem, z którym biegłem-nie przesuwała się ani na chwilę,

Czy warto zainwestować w koszulkę firmy Brubeck? Według mnie koszulka Athletic jest świetnym rozwiązaniem dla każdego biegacza. Myślę, że spełni oczekiwania najbardziej wymagających biegaczy. Sprawdziłem ją na własnej 'skórze' i mogę Wam ją z czystym sumieniem polecić. 

Tu podaję Wam link do strony producenta gdzie możecie zobaczy koszulkę w projekcji 360 stopni:)

 http://brubeck.pl/pl/content/koszulka-m%C4%99ska-athletic-z-kr%C3%B3tkim-r%C4%99kawem
 

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Żele Agisko czyli mercedes wsród 'paliw' dla biegaczy!



Dlaczego żele Agisko?

Na rynku jest wiele firm, które dostarczają sportowcom, żeli energetycznych wykorzystywanych podczas intensywnego wysiłku fizycznego, ale żele Agisko mają cechy, które je wyróżniają i powodują, że są wyjątkowe!


Opakowanie:

Według mnie standardowe, bardzo poręczne można trzymać w dłoni, łatwo włożyć do uchwytów przy pasku biegowym czy kieszonek w plecaku. Lekkie nacięcie w okolicy ustnika ułatwiające oderwanie końcówki. Osobiście polecam przed startem delikatne wydłużenie nacięcia.

Smak:

Dla mnie bardzo dobry. Ani słodki, ani słony. Co tu dużo pisać-podczas Biegu Rzeźnika zjadłem sporo żeli Agisko i nie było mi za słodko w ustach czy mnie nie zemdliło ani przez chwilę!

Tolerancja i przyswajalność:

Testowałem żele na czczo, przed i w trakcie biegu. Myślę jednak, że największy test żele miały podczas Biegu Rzeźnika. Żadnych problemów żołądkowych, stopniowe uwalnianie energii-jak dla mnie żel idealny! Obie te cech tzn brak 'rewolucji żołądkowo-jelitowych' i stopniowe uwalnianie energii sprawiają, że żele Agisko są wyjątkowe! Dlaczego? Ileż razy słyszałem od biegaczy, że 'żel mi nie siadł' czy 'ten, żel to taki chwilowy strzał energetyczny'. Skąd się bierze ta wyjątkowość u Agisko? W składzie, żeli są różne rodzaje węglowodanów i średnio łańcuchowych kwasów tłuszczowych i to dzięki takiej, a nie innej kombinacji żele dostarczają stopniowo energii co uważam za niezbędny element podczas biegów długodystansowych.



Inną bardzo ważną informacją jest to, że jedna saszetka żelu Agsiko dostarcza dużo więcej kalorii niż, żele innych firmy! To kolejny argument, który utwierdza mnie w tym, że Agisko jest świetnym wyborem! Nie muszę brać całej 'walizki żeli' na bieg kiedy jedno opakowanie Agisko często odpowiada trzem opakowaniom innej firmy! Nie jest to bez znaczenia gdy podczas biegu musisz biec z całym ekwipunkiem i chcesz zredukować wagę do minimum.







Żele Agisko były ze mną na Biegu Rzeźnika-10 miejsce, Bieg Sokoła w Zakopanem, 2 Nocny Półmaraton Wrocławski oraz innych biegach i treningach. Nigdy mnie nie zawiodły i będę po nie sięgał dalej!



P.S Jedna saszetka Agsiko to, aż 348Kcal!

Inne ciekawe informację o tym jak trenuję i w czym znajdziecie też na moim profilu na Facebook'u www.facebook.com/kamilbiegiem

wtorek, 24 czerwca 2014

Rzeźnik

Człowiek chcę zawsze więcej i więcej! Gdy ukończyłem swój pierwszy maraton wiedziałem, że to jeszcze nie to! Usłyszałem wtedy o legendarnym Biegu Rzeźnika-blisko 80 km po górach. Pomyślałem, że kiedyś, za kilka lat  na pewno ukończę te zawody. Nie przypuszczałem, że swoje marzenie zrealizuje w nieco ponad rok! Tak właśnie się stało- na niespełna 2 lata od rozpoczęcia 'poważnego' biegania stanąłem na starcie w Komańczy! Jednak opowiem jak było od początku!


W Bieszczady dotarłem z Ewą i tatą w środę. Na miejscu okazało się, że mamy pokój na przeciwko...Kamila Leśnika. Środowisku ultrasów nie muszę przedstawiać tego nazwiska! Mogę powiedzieć, że niespodziewanie od samego początku mojej przygody z Biegiem Rzeźnika obracałem się w niezłym towarzystwie.

Czwartek-to przygotowanie sprzętu na przepaki, analiza taktyki biegu, odprawa z Marcinem Świercem! Humor dopisuję-zero stresu, cieszę się tym co mnie czeka już za kilka godzin. O dziwo zasypiam na kilka godzin.

Piątek 1:00 pobudka, śniadanie-2:15 wyjazd do Komańczy. Start 3:30 to godzina zero czy może godzina Rzeźnika. Blisko 600 par rusza, rozświetlając ciemność jak świetliki swoimi czołówkami! Pierwszy odcinek biegu to asfalt przez 7 km-ach człowiek chciałaby pędzić, ale głowa wiedziała, że do mety jeszcze kawał drogi i nie ma się co podpalać. Póżniej kilka kilometrów biegu góra/dół i doceramy do pierwszego punktu kontrolnego - Przełęcz Żebrak-ok 16.7 km od linii startu-łyk wody i biegniemy dalej. Mamy 8 min zapasu do zakładanego czasu w tym miejscu. Kolejne kilometry to delikatne podbiegi, zbiegi i odcinki po prostym. Wyprzedzamy, wyprzedzają nas-czyli bardzo mocno się tasujemy. Przed godziną 7 meldujemy się na przepaku w Cisnej. Mamy już za sobą 32 km. Czas dalej lepszy od zakładanego. Z Cisnej zabieramy plecaki i ruszamy dalej. Zaraz po przepaku rozpoczyna się bardzo mocne podejście. Po jakimś czasie osiągamy odpowiedni pułap wysokośći i ruszamy mocno gdyż już teraz do najbliższego przepaku nie będzie ciężkiej walki na podejściach. 56 km przepak Smerek - czujemy się dobrze, ale teraz dopiero ma zacząć się piekło w postaci dwóch połonin. Pierwsza połonina Wetlińska mimo wszystko nie dała się nam mocno w kość-na grzbiecie wyprzedzamy jedną ekipę. Mijamy Chatkę Puchatka i rozpoczynamy zbieg po 'schodach'  i co? Mam kryzys psychiczny, czuję, że może być ciężko mimo, że do mety już nie jest tak daleko. Kryzys malował mi się na twarzy z tego co się później dowiedziałem. Docieramy do ostatniego punktu kontrolnego Berehy Górne to już 68 km walki za nami! Ja dalej toczę walkę z moją głową, a tu pojawia się kryzys fizyczny. Droga na połoninę Caryńską to prawdziwa droga krzyżowa-kryzys za kryzysem. Musiałem zapanować nad swoją głową-'jesteś dobrze przygotowany więc dasz radę', 'dopóki walczysz jesteś zwycięzcą' i wiele innych takich 'złotych myśli' musiałem przytoczyć swojej głowie. Nieoceniona była rola Michała, który wspierał mnie podczas tej męki. Jednak się udało, zdobyliśmy grzbiet połoniny i można było pędzić do mety. Już wtedy wiedziałem, że nie odpuścimy i moja w tym rola żeby ten w miarę płaski odcinek, a później zbieg dobrze wykorzystać. Na ok 1 km przed metą ujechała mi noga na błocie-gleba, rozwalone kolana, ale zebrałem się i pędzimy dalej. Wybiegamy z lasu-"Chłopaki jeszcze 500 metrów dajecie"-taki tekst usłyszeliśmy od przechodzących ludzi. Mijamy kładkę na rzece, zakręt i meta! Jesteśmy 10 drużyną, a czas to 9 h 32 min! Zakładaliśmy wynik w granicach 10 h! Okazało się, że stworzyliśmy niezły duet z Michałem-mimo, że nigdy nie biegaliśmy razem. Uzupełnialiśmy się na całej długości trasy.


Najmilsze momenty?  Ewa i tata na punktach kontrolnych, dzieci, które pomagały na przepakach oraz turyści, którzy nas dopingowali na trasie!

Najtrudniejszy moment? Podejście na połoninę Caryńską! Na pewno się jeszcze nie raz z nią zmierzę!

Czego żałuje? Mogłem więcej po pracować na podejściach! W głowie wciąż mam to, że była szansa na walkę o pudło gdyśmy ruszyli dalej na trasę hardcore!  Apetyt rośnie w miarę jedzenia!

Czy bolało? Bolało, ale najbardziej to dwa dni po biegu! Na trasie nie czujesz bólu tylko charakterystyczne uczucie biegu na sztywnych nogach!

Dlaczego? Bo mogę, bo chcę mieć piękne wspomnienia!

Czy może być lepiej niż 10 miejsce i 9:32? Nie może, a będzie! Wiem co muszę poprawić, nad czym pracować!

Czy chciałem zejść z trasy? Na szczęście mój kryzys nie doprowadził mnie do takiego dylematu!

Czy czuję się gotowy na UTMB? Nie, na pewno jeszcze nie! Jak tam pojadę to nie po to, żeby ukończyć tylko, żeby pokonać trasę w jak najlepszym czasie. Inna opcja nie wchodzi w grę! Po drodze do realizacji tego marzenia jeszcze inne biegi ultra!

Przemyślenia? Nie byłby tego sukcesu gdyby nie ciężka praca, wsparcie Ewy, rodziców! Na sukces jednostki wpływa praca wielu ludzi! Dziękuje im za to, że wierzą we mnie! Poza tym wiem ile jeszcze mi brakuję, żeby osiągnąć poziom taki jaki mi się marzy-jestem świadom swoich braków!



wtorek, 20 maja 2014

MP Lekarzy na 10 km/ Bieg Fiata




Zawody? Do niedawna traktowałem je jako świetną zabawę, sprawdzały moje możliwości czy dam radę pokonać dany dystans! Przypomniałem sobie zaczynając pisać ten wpis mój pierwszy start-Bieg Sylwestrowy w Krakowie. Bieg odbył się na dystansie 5 km. Dobiegłem do mety z dwoma przerwami a czas był powyżej 30 min. Czy się cieszyłem? Pewnie nie ważne było miejsce ani czas. Dla mnie liczyło się, że dałem radę! Zawody były odskocznią od zwykłego biegania wciągu tygodnia, mogłem spotykać wielu biegaczy czy też kolekcjonować pamiątkowe medale. Nie powiem, że dziś mnie to nie cieszy  czy nie jest to dla mnie ważne jednak obecnie na pierwszy plan wysunęła się walka o wysokie lokaty i bardzo dobre czasy-mierzę tu siły na zamiary nie celuje w wyniki nieosiągalne dla amatorów. Takie podejście do sprawy nie jest najlepszym sposobem funkcjonowania w moim małym świecie sportu, ale ja lubię czuć presję!


Niestety podczas ostatnich MP to chyba przez presję jaką na swoje barki sam sobie nałożyłem nie zdołałem wypełnić swoich celi! Już na samym starcie nie mogłem uspokoić oddechu, a i po pierwszych krokach po przekroczeniu linii startu nie zmieniło się to..Pierwszy kilometr mimo to wypadł bardzo dobrze 3:23 więc w tempie na jakie liczyłem. Drugi był nieco wolniejszy, ale na tym odcinku miałem do tego prawo. Krytyczne trzy kilometry w środku biegu, kiedy nogi chciały bardzo, ale głowa nie współpracowała. Chciałem biec szybciej, ale nie mogłem... Liczyłem jeszcze na bardzo długi finisz, ale nie miałem się z kim zabrać, żeby gonić resztę stawki, a sam chyba jeszcze nie potrafię. Ostatnie 500 m gdy poczułem atmosferę mety i ludzi stojących wzdłuż trasy-dałem sobie radość biegania wyprzedzając jeszcze 3 biegaczy. Wpadłem na metę-3 oddechy i już mógłbym biec, a przecież powinienem tam wpaść i paść. Dlaczego nie pobiegłem szybko? Czy jestem jeszcze za wolny?Nie sadzę! Problemem jest jeszcze małe obieganie w zawodach na takim poziomie walki oraz głowa, która musi koordynować całe ciało i umysł.


Każdy start to nowe doświadczenie, a każda porażka jest lekcją, która musi stanowić silne podstawy do wygranej, która zapewne nadejdzie! Jestem rządny rewanżu i mam ogromną chęć pokazania sobie, że już teraz jestem gotowy na ściganie się na wyższym poziomie!

Dziękuje moim bliskim, że byli ze mną, że znosili moje nerwy i zapewne biegli w głowach razem ze mną! Dziękuję firmie Agisko Polska za energię, której mi nie brakło na trasie! 


środa, 14 maja 2014

Dlaczego biegam?




Na pytanie za dane w tytule nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie z perspektywy całego dotychczasowego mojego 'życia biegowego'. Swoją przygodę rozpocząłem bo byłem co by tu nie mówić grubasem czy jak inni mówili pączkiem. Wtedy powiedziałbym, że biegam dlatego bo chcę pozbyć się nadmiaru kilogramów! Gdy osiągnąłem to przeszedłem do etapu biegam, żeby utrzymać taką wagę i sylwetkę jaka mnie zadowalała gdy patrzyłem w lustro. Traktowałem bieganie jako zło konieczne, a wyjścia na trening nie były przyjemnością tylko obowiązkiem-'Zjadłem tyle więc muszę to spalić co zjadłem...' Po tych dwóch etapach rozpoczęła się wstępna faza bycia pasjonatem biegania-postawiłem sobie cel przebiec maraton. Tak się pojawił kolejny powód dlaczego biegałem. Jednak to jeszcze nie było to dlaczego dziś biegam, ale było/jest bardzo ważnym punktem w mojej 'karierze biegacza'. Pokonanie dystansu maratońskiego pokazało mi kim jestem i gdzie mogę dojść dzięki konsekwencji i wytrwałości. Zakochałem się w bieganiu maratonów, atmosferze jaka im towarzyszy-dlatego bardzo żałuje, że w tym sezonie może mi się nie udać wystartować w klasycznym biegu maratońskim:/ Maraton był tylko wstępem do biegania jakie dziś mnie kręci! Długie biegi, bardzo długie pełne pięknych widoków, obcowania z naturą. Biegi w których mam możliwość obcowania sam na sam ze sobą.Nie ma znaczenia czy to lasy, pola czy góry. Dla mnie jest ważna ta chwila, ten magiczny moment bycia sam na sam z samym sobą! Kiedy każdy kolejny krok to wielki zastrzyk pozytywnej energii przekładającej się na radość, którą staram się 'zarażać' innych! Te ostatnie zdania są mocno utopijne i pewnie kiedyś moje bieganie będzie na tym właśnie wyłącznie polegać! Dziś biegam po to, żeby zrealizować swoje dziecięce i młodzieńcze marzenia bycia sportowcem. Dlatego staram się na dać z siebie maksimum podczas treningów, zawodów. Trenuję z pełną świadomością tego, że drogę którą wybrałem jest pełna wyrzeczeń, mozolnej ciężkiej pracy, pokonywania własnych słabości, ale daje mi wiele satysfakcji! Bo nikt już mi nie zabierze chwil gdy mogłem cieszyć się z moimi bliskimi NASZYM wielkim sukcesem podczas MP Lekarzy na 15 km. Tak NASZYM bo gdyby nie ONI pewnie, aż tak daleko bym nie zaszedł! Chcę więcej takich chwil bo wtedy moje wielkie marzenia stają się rzeczywistością w której moja skromna osoba odgrywa jedną z pierwszoplanowych ról!

Rozpocząłem pisząc, że tak naprawdę nie wiem dlaczego biegam dziś. Może gdyby, zabrakło któregoś z tych etapów/motywacji podczas mojej przygody z bieganiem nie biegałbym dziś dalej...Powiem Wam, że to nie ważne dlaczego biegacie czy uprawiacie inny sport! Ważne jest to, że potraficie wyjść poza swoją strefę komfortu i robić rzeczy o których inni boją się nawet pomyśleć! Bądźcie inspiracją dla tych co się boją marzyć!

W niedzielę gdy większość społeczności biegowej będzie skoncentrowanych na CRACOVIA MARATONIE ja będę rywalizował w Bielsku Białej w MP Lekarzy na 10 km. Cele są jasne-walka o życiówkę, która powinna dać dobre miejsce w klasyfikacji! Trzymajcie kciuki!

środa, 23 kwietnia 2014

Podium, wakacje, powrót do rutyny...

Dawno nie pisałem, ale nie dlatego, że wiało nudą. Wręcz przeciwnie nie miałem specjalnie czasu napisać paru zdań o tym co się wydarzyło...Ci co czytają to wiedzą, że ostatni wpis miał miejsce przed MP lekarzy na 15 km, cele miałem ambitne, a życie pokazało, że warto być zuchwałym i pewnym siebie!

Do Bukówca Górnego gdzie miały miejsce zawody pojechałem w doborowym towarzystwie Ewy i taty. Nie potrafiłem ukryć mojego zdenerwowania, które towarzyszyło mi od samego rana-mogłem być nie miły za co PRZEPRASZAM. Przed samym startem (bezpośrednio po też-teraz już wiem dlaczego sportowcy nie lubią dziennikarzy, którzy dopadają ich jak hieny mięso) odbyłem, krótko rozmowę z biegaczem, który pisał artykuł dla Festiwalu Biegowego-kilka prostych pytań i cześć! Trzy, dwa, jeden...START-ruszyłem mocno bo wiedziałem, że nie ma co kalkulować i liczyć na niesamowicie długi finisz bo profil trasy na to nie pozwalał ponad to byłem świadomy dobrego przygotowania. Mijał kilometr za kilometrem, podbieg za podbiegiem, aż pojawił się 11 km gdzie mnie "postawiło"-pojawiła się mi wtedy tylko jedna myśl-chcę już być na mecie. Cały kilometr trwał mój kryzys. W generalce straciłem z 6 pozycji podczas tej walki ciała z umysłem. Po 12 km biegłem sam-przed mną nikogo by go gonić, a i za mną miałem bezpieczną przewagę. Pozwoliłem sobie na mocny finisz, w którym pomógł mi na ostatnich metrach tata-dzięki! Co mi to ostatecznie wszystko dało-zwycięstwo w kategorii wiekowej MP lekarzy, 3 m-ce OPEN wśród lekarzy, 7 miejsce w kategorii wiekowej i 44 OPEN biegu głównego. Ciężka praca popłaca! Czy cieszył mnie puchar i medal? Tak, ale było coś ważniejszego od tego! Ja jako niespełniony sportowiec mogłem usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego będąc na podium-aj łezka balansowała na oku! Dziękuje, że mogłem świętować ten sukces z bliskimi!

Tydzień po zawodach poświęciłem na dłuższe, ale wolniejsze biegi. Natomiast w piątek ruszyliśmy do Les Deux Alpes na upragniony wypoczynek-nie samym bieganiem człowiek żyje! Nogi dostały ostro w kość na stoku, a do tego udało mi się dwa razy wyjść pobiegać! Uczucie jakie towarzyszyło mi podczas biegu alpejskim łąkami-bezcenne! Wiem, że wrócę biegać tam bo bieganie w takich okolicznościach natury nie może się równać niczemu!

Po powrocie z Francji i Świętach Wielkiejnocy ruszyłem pełną parą do treningów bo już niedługo kolejny start-MP lekarzy na 10 km! Muszę przyznać, że samo przebywanie na takiej wysokości, inne bodźce treningowe oraz odpoczynek od mozolnych treningów biegowych przyniósł zaskakujące efekty na treningach-jest MOC!

P.S. Dla tych co są nazbyt przejmują się tym, że nie wypełniają swoich planów treningowych! Ja w kwietniu, na obecny stan jestem jakieś 120-140 km w plecy! Czy się martwię? Nie nadrobię to w kolejnych miesiącach, a jak nie to świat to nie tylko bieganie bo ono w samej swojej istocie jest NUDNE:P

piątek, 28 marca 2014

Czas debiutu...

Pierwszy krok, pierwszy kilometr, pierwsze 10 km i tak można bez końca wyliczać NASZE etapy, kolejne pierwsze razy! Każdy jest wyjątkowy, każdy wykuwa się w naszej pamięci tak wyraźnie, że o każdej porze dnia i nocy możemy sobie przypomnieć te chwile.Teraz kiedy stoję u progu debiutu w MP lekarzy-to będzie kolejny mój pierwszy raz! Czy zapłacę 'frycowe' czy moja zuchwałość pomoże mi w odniesieniu sukcesu? Myślę, że na tę i wiele innych pytań jak to czy na pierwszych 10 km pobije życiówkę na tym dystansie otrzymam odpowiedź w niedzielę 6 kwietnia:) Czy się boje? Tyle prób co życie postawiło przed mną do tej pory uodporniło mnie na takie sytuacje! Potrafię zmienić tremę, stres w siłę, która pomoże mi w osiągnięciu postawionych celów! Poza tym dlaczego mam się bać? Ciężko przepracowałem okres przygotowawczy i teraz jestem pełen wiary w to, że będę zbierał obfite plony! Ponad to co wymieniłem stawiam to, że ludzie, którzy są najbliżej mnie utwierdzają mnie w tym, że dobra ścieżką podążam i, że zawszę mogę na NICH liczyć! Dziękuję!

Wyjazd do Zakopanego poświęciłem na wycieczki, spacery i kilka treningów podczas, których koncentrowałem się na długich i trudnych technicznie podbiegach. Odpocząłem, naładowałem akumulatory bo jak zaczynię się wir zawodów to ciężko będzie znaleźć choć chwilę spokoju!Żałuję, że nie było czasu na długie wycieczki biegowe, ale nie można mieć wszystkiego i należy się cieszyć tym co mamy!

Poza głównymi celami na te sezon w ich cieniu realizuje swój poboczny cel czyli 4000 km w 2014. Jak mi idzie? Świetnie zbliżam się już do 1000 km więc nie ma na co narzekać! Jakbym miał więcej czasu na bieganie to mógłbym celować w 5 czy 6 tysięcy, ale wtedy nasuwa się pytanie-'Po co?' Przecież trening biegowy to jeszcze ćwiczenia siłowe, stabilizacyjne, a co najważniejsze wg mnie-REGENERACJA!

Dziś zrobiłem 19 km w pierwszy jak dla siebie zakresie biegu w średnim tempie 4:36. Jakie wrażenia? Lekkość, swoboda i znów już tak zapomniana euforia biegacza. Ciekawostką jest, że rok temu gdy debiutowałem w maratonie moje tempo startowe było...4:48, a teraz treningowo biegam szybciej! Jak tu nie wierzyć, że ciężka praca przynosi prędzej czy później zamierzone efekty!

P.S. Mi też się czasem nie chcę trenować! Nie będę tu pisał patetycznie jak większość blogerów-'pamiętaj, gdzie zaczynałeś...jesteś lepszy od innych...tylko słabi odpuszczają' te i wiele innych sloganów uderza w NAS codziennie!Zachowajmy spokój i stosujmy się do zasady-"Każdy ma prawo do słabości, byle ona nie stała się nawykiem".

czwartek, 13 marca 2014

Czas się rozpędzić...





Chwilowa dwudniowa niedyspozycja spowodowana przeziębieniem nie wpłynęła w jakiś istotny sposób na moje przygotowania.  Już dzień po zrobiłem trening 14 km w I na II zakresie, a dziś 20 km z kilkoma kilometrami w tempie 4:05-4:20! Czy to zaskoczenie? Chyba nie! Emil Zatopek przed swoimi największymi startami wylądował w szpitalu, by później tylko zwyciężać! Oby tak było i w moim przypadku, choć daleko mi do tego "Białego Kenijczyka"!

Celem na wiosnę był atak na złamanie 3 h w maratonie. Poprzeczka wysoko zawieszona, ale realnie do pokonania. Niestety nie udało mi się wstrzelić w terminarz startów, żeby podjąć tą próbę. (plany życiowe są ważniejsze od biegowych, gdyż sport jest tylko pięknym dodatkiem do życia) Cel zostanie przesunięty na jesień! Za to wiosna może upłynąć pod kątem startów na krótszych dystansach tj 5, 10, 15 km. Nie czuję się w tych konkurencjach fachowcem gdyż wole biegi dłuższe, ale jak to mówią "jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma". Tak więc muszę pokochać się z tymi dystansami! Jak to zrobię? Stwierdziłem, że będą to świetne jednostki treningowe, które pozwolą mi osiągnąć cel nadrzędny- walka w MP lekarzy na "królewskim dystansie".

Do tej pory startowałem w zawodach, żeby zbierać doświadczenie. Jednak przychodzi taki moment, że człowiek chce czegoś więcej! Chcę czegoś co go zmobilizuję gdy atakuje "leń" i chce się zostać w domu na kanapie, a nie pocić się jak świnia na treningu! Cele same się nakreśliły-przez specyfikę zawodu jaki wykonuje- walka na wszystkich możliwych dystansach podczas MP lekarzy! Kiedy osiągnę ten swój Mount Everest? Nie wiem, ale marzenie o nim napędza mnie do coraz cięższej pracy na treningach! Ktoś zaraz mi może powiedzieć, że wśród lekarzy nie ma zbyt dużej konkurencji i, że nie jest to zbytnio ambitny cel! Mogę tylko powiedzieć wtedy, żeby ktoś zobaczył jakie rezultaty dają złote medale i czy są to czasy mało ambitne jak na amatorów! Jednak nauczony brać z życia największą z możliwych łyżek chce zacząć walczyć w biegach górskich (w biegach "płaskich" jestem skazany na pożarcie, nie posiadam takiej budowy anatomicznej) z najlepszymi w swojej kategorii wiekowej, a później może i o "coś więcej" niż tylko medale za udział...Czy zderzę się ze ścianą? Pewnie nie raz, ale znam swój charakter! Wiele razy upadnę, ale na koniec to ja będę zbierał laury-może to i nie skromne, co zrobić taki już jestem:)


Już w sobotę wyjazd do Zakopanego, do kuźni mej formy biegowej. Jednak tym razem jadę tam towarzysko, a trening będzie dodatkiem! Myślę, że samo przebywanie na wyższej wysokości nad poziomem morze i spacery pozwolą mi nabrać energii bo pierwszy start już tuż tuż...

sobota, 1 marca 2014

Początek końca...




Marzec to ostatni miesiąc ciężkich przygotowań-siły biegowej, crossów i innych takich przyjemności, które mają stanowić silny fundament pod cele jakie wyznaczyłem na nadchodzący już wielkimi krokami sezon. Dwa pierwsze miesiące nowego roku mogę ocenić bardzo pozytywnie-łącznie 700 km mam już w nogach czyli 300 km więcej niż rok wcześniej o tej porze. Poza satysfakcją ze zwiększonego kilometrażu zauważyłem poprawę swoich prędkości przelotowych oraz techniki biegu-niestety jedna noga gorzej ląduje, ale jest to efekt jak przypuszczam przebytych kontuzji-zapalenia Achillesa, urazu śródstopia. Mimo to uważam, że uczyniłem spory progres, który jak mam nadzieję zaowocuje już niedługo.

Nadchodzący miesiąc poświecę na nabieranie szybkości. Co za tym się kryje? Dużo biegów tempowych, interwałów, biegów z narastającą szybkością oraz szybkich podbiegów. Nie są to moje ulubione jednostki treningowe, ale jak mówią doświadczeni koledzy-'Ciężki trening, łatwe zawody' takie motto musi mi towarzyszyć bo inaczej ciężko będzie mi walczyć o wyznaczone cele w lidze Mountain Marathon, Mistrzostwach Polski Lekarzy czy też podczas Biegu Siedmiu Dolin.

Ktoś czytając to co pisze może pomyśleć, że zbytnio to wszystko przeżywam, że nie jestem zawodowcem zobligowanym do wyników! Trudno się jednak z tym nie zgodzić. Jednak mój charakter i ambicje nie pozwalają mi na inne podejście do sprawy. Dla mnie jako ambitnego amatora start w każdych zawodach jest jak Olimpiada czy Mistrzostwa Świata-dlatego zamiast oglądać jak Kamil Stoch zdobywa złote medale, ja ciężko pracowałem na treningu bym mógł kiedyś cieszyć się z moich sukcesów na miarę jego medali. Amatorom takim jak ja jest dużo ciężej niż zawodowcom -praca, brak sponsorów, a mimo to robimy to co robimy i staramy się być lepi każdego kolejnego dnia będąc przy tym inspiracją dla tych co stoją u progu swojej przygody bo łatwiej wzorować się na koledze, któremu udało się np przebiec maraton w 'dobrym czasie' niż na złotym medaliście, który ma cały sztab ludzi pracujących na jego sukces.

P.S. Wracając do tego sztabu ludzi-mam to szczęście, że najbliższa mi OSOBA oraz RODZICE wierzą we mnie i wspierają każdego dnia w drodze, która prowadzi pod Mount Blanc i dalej...





sobota, 8 lutego 2014

Do sukcesu prowadzi droga po schodach...

Dziś już wiem, ale kiedyś nie zdawałem sobie sprawy. Zaraz, zaraz bo zacząłem tak trochę nie po bożemu z tymi moim wywodem. Każda nasza decyzja ma wpływ na przyszłość bezwględu czy jest na płaszczyźnie życiowej czy sportowej  czy też jest prozaiczna bądź bardzo istotnie wpływająca na naszą przyszłość. Kiedy rozpocząłem przygodę z poważnym amatorskim bieganiem nie zwracałem uwagi jak biegam i co biegam bo nie wieeziałem o co w tym wszystkim biega. Frustracje gdy nie mogłem biegać z treningu na trening szybciej czy też brak odczuwania przyjemności z biegania często mi towarzyszły. Trzeba było się zatrzymać, zastanowić jak dany trening wpłynie na mnie nie dziś ale za tydzień bądź miesiąc. Poznałem swoją fizjologie, wiem teraz jak mam odpoczywać kiedy jak mam ukierunkować swoje treningi by choć przybliżyć się o jeden tytułowy krok po schodach do celu. W życiu też tak było, przecież nie musiałem być lekarzem, przeczytać setki niepotrzebnych informacji czy też poświęcić częściowo marzeń. Wystarczyło w odpowiednim momencie wybrać ścieżkę sportowej kariery i zamiast wstawać o 6 do pracy wstawałbym na trenig z perspektywą powrotu po 2 h na śniadanie i kolejna porcję snu! Oj, ale dość tych nostalgicznych podróży do przeszłości. Teraz ważne jest to żebym wykorzystał swój potencjał jako...no sam nie wiem-chyba, żebym mógł swoją wiedzą pomóc  sportowcom zarówno amatorom jaki i tym co żyją z tego!

Straszny gawędziarz ze mnie! Myślę, że Sabała by się nie powstydził. Przechodząc do suchych faktów. W 2014 już pękło 425 km. Może to i nie dużo dla niektórych, ale ja patrząc na trening z roku poprzedniego to uczyniłem znaczny progres! Coraz większy nacisk kładę na wytrzymałość biegową oraz poprawę technikę samego  biegu jak i ekonomicznego pokonywania podbiegów. Z wyraźnym zniecierpliwieniem czekam na pierwszy start bo juz brakuje mi tej dawki adrenliny i uczucia rywalizacji!

piątek, 24 stycznia 2014

Zima, zima, zimnoooo....



Wszyscy chcieli to przyszła zima zła bo jak ją można inaczej nazwać jak temperatura odczuwalna sięga -17! Teraz już nie ma odwrotu-trzeba trenować w takich warunkach jakie są, ewentualnie można przerzucić się na bieżnie mechaniczną!

Jak to jest z tym treningiem w tak trudnych meteorologicznie warunkach? Jak powiada klasyk-"nie ma złej pogody są tylko słabe charaktery". Według mnie to jest nazbyt patetyczne określenie i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Nie zaliczam się do ludzi, których byle jakie przeciwności losu jak np śnieg, mróz czy wiatr odstraszą od wyjścia na trening, ale rozumiem tych co zwyczajnie wtedy odpuszczają! Czy to źle? Nie! Uważam, że większość z nas to zwykli śmiertelnicy, a nie ludzie, którzy żyją z biegania! My musimy przed wszystkim czuć przyjemność i satysfakcje z tego co robimy! Gdy zaczniemy naszą zabawę z bieganiem traktować jako obowiązek-łatwo się zniechęcić nawet najbardziej wytrwałym i zakochanym w tym sporcie! Ja osobiście uwielbiam biegać gdy pada śnieg i jest lekki mróz, a do tego przebijają się Słońce zza chmur! Jednak takie idylliczne warunki, rzadko mają miejsce więc biorę co życie daję!

Od dziś wprowadziłem nowy element treningu-więcej biegania w pierwszym zakresie tempa! Zwiększa to wydolność tlenową mimo, że po treningu człowiek nie "czuje" tego w nogach to korzyści będą w odpowiednim momencie! Wielu uważa, że jak nie dadzą do "pieca" na każdym treningu to nie będzie efektu! Nic bardziej mylnego! Organizm człowieka potrzebuje non stop nowych bodźców, żeby się rozwijać! Poza tym codzienny trening na maksa prowadzi szybko do "zajechania"-przerobiłem to na swojej skórze! Nie polecam! Czuję, że forma rośnie z biegu na bieg! Nie koniecznie wynika z tego, że stopniowo zwiększam "obroty" myślę, że jest to efekt większej ilości snu i kalorii dostarczanych do organizmu!


poniedziałek, 20 stycznia 2014

Kiedy dopada Cię bezsilność


Końcem grudnia dopadł mnie syndrom przetrenowania. Po ostrych treningach w październiku, listopadzie i grudniu (łącznie koło 1200km)-ciało odmówiło mi posłuszeństwa! Chciałem bardzo wyjść trenować, ale zdrowy rozsądek trzymał mnie w ryzach! Byłem 'wiecznie' śpiący, mięśnie obolałe, miałem problemy ze snem, nie było we mnie energii! Po tygodniu przerwy i wyraźnym przełomie jeśli chodzi o regeneracje mojego organizmu, który odczułem 1 stycznia 2014 następnego dnia byłem na pierwszym spokojnym bieganiu. Nie czułem się super świeży, ale każdy stawiany krok był dla mnie radością. Wiedziałem, że to jeszcze nie to, że to za wcześnie (przerwa powinna trwać minimum 3 tygodnie), ale już nie mogłem przestać. Rozpocząłem, krótsze, ale intensywniejsze treningi. Zwiększyłem ilość przyswajanych kalorii, położyłem większy nacisk na regeneracje. I co? I to, że mamy 20 stycznia, a ja wracam nie dość, że na poziom z okresu przed problemami zdrowotnymi to są już momenty duże lepszego biegania, kiedy wyraźnie noga lepiej "podaje".

Jestem młodym i ambitnym biegaczem, z krótkim stażem biegowym, a zacząłem pokonywać takie ilości kilometrów jakie powinienem za rok czy dwa...Tak też mówili mi starsi koledzy, ale jak to mówią, że najlepiej uczyć się na własnych błędach! Teraz jestem mądrzejszy o kolejną lekcję. Wiem jak ważna jest regeneracja, odżywianie i stopniowe zwiększanie "dawki" biegowej!

Organizm ludzki jest świetną maszyną, która szybko adoptuję się do sytuacji jaką zastanie! Jednak ma też swoje granice wytrzymałości, które ja przekroczyłem, ale zdążyłem zawrócić z drogi, która prowadziła do jeszcze większych problemów...

Czy uważam to wszystko za porażkę? Tak! Jednak uważam ją za bezcenną lekcje! Teraz wiem jakie pułapki czekają na mnie w moim 'małym życiu' sportowca amatora:)


Początek roku to czas postanowień. Moje prezentują się następująco:

- 4000 km 2014 roku,
- złamanie 3 h w maratonie,
- dobry występ w Biegu Rzeźnika i Biegu 7 Dolin,
- kwalifikacja do UTMB,
- praca nad planami treningowymi, sposobami regeneracji, odżywianiem w okresie około startowym.

Wierzę mocno w ich realizację bo mam wsparcie w bliskich mi ludziach, którzy wierzą we mnie i wspierają zawsze kiedy tego potrzebuję!