środa, 23 kwietnia 2014

Podium, wakacje, powrót do rutyny...

Dawno nie pisałem, ale nie dlatego, że wiało nudą. Wręcz przeciwnie nie miałem specjalnie czasu napisać paru zdań o tym co się wydarzyło...Ci co czytają to wiedzą, że ostatni wpis miał miejsce przed MP lekarzy na 15 km, cele miałem ambitne, a życie pokazało, że warto być zuchwałym i pewnym siebie!

Do Bukówca Górnego gdzie miały miejsce zawody pojechałem w doborowym towarzystwie Ewy i taty. Nie potrafiłem ukryć mojego zdenerwowania, które towarzyszyło mi od samego rana-mogłem być nie miły za co PRZEPRASZAM. Przed samym startem (bezpośrednio po też-teraz już wiem dlaczego sportowcy nie lubią dziennikarzy, którzy dopadają ich jak hieny mięso) odbyłem, krótko rozmowę z biegaczem, który pisał artykuł dla Festiwalu Biegowego-kilka prostych pytań i cześć! Trzy, dwa, jeden...START-ruszyłem mocno bo wiedziałem, że nie ma co kalkulować i liczyć na niesamowicie długi finisz bo profil trasy na to nie pozwalał ponad to byłem świadomy dobrego przygotowania. Mijał kilometr za kilometrem, podbieg za podbiegiem, aż pojawił się 11 km gdzie mnie "postawiło"-pojawiła się mi wtedy tylko jedna myśl-chcę już być na mecie. Cały kilometr trwał mój kryzys. W generalce straciłem z 6 pozycji podczas tej walki ciała z umysłem. Po 12 km biegłem sam-przed mną nikogo by go gonić, a i za mną miałem bezpieczną przewagę. Pozwoliłem sobie na mocny finisz, w którym pomógł mi na ostatnich metrach tata-dzięki! Co mi to ostatecznie wszystko dało-zwycięstwo w kategorii wiekowej MP lekarzy, 3 m-ce OPEN wśród lekarzy, 7 miejsce w kategorii wiekowej i 44 OPEN biegu głównego. Ciężka praca popłaca! Czy cieszył mnie puchar i medal? Tak, ale było coś ważniejszego od tego! Ja jako niespełniony sportowiec mogłem usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego będąc na podium-aj łezka balansowała na oku! Dziękuje, że mogłem świętować ten sukces z bliskimi!

Tydzień po zawodach poświęciłem na dłuższe, ale wolniejsze biegi. Natomiast w piątek ruszyliśmy do Les Deux Alpes na upragniony wypoczynek-nie samym bieganiem człowiek żyje! Nogi dostały ostro w kość na stoku, a do tego udało mi się dwa razy wyjść pobiegać! Uczucie jakie towarzyszyło mi podczas biegu alpejskim łąkami-bezcenne! Wiem, że wrócę biegać tam bo bieganie w takich okolicznościach natury nie może się równać niczemu!

Po powrocie z Francji i Świętach Wielkiejnocy ruszyłem pełną parą do treningów bo już niedługo kolejny start-MP lekarzy na 10 km! Muszę przyznać, że samo przebywanie na takiej wysokości, inne bodźce treningowe oraz odpoczynek od mozolnych treningów biegowych przyniósł zaskakujące efekty na treningach-jest MOC!

P.S. Dla tych co są nazbyt przejmują się tym, że nie wypełniają swoich planów treningowych! Ja w kwietniu, na obecny stan jestem jakieś 120-140 km w plecy! Czy się martwię? Nie nadrobię to w kolejnych miesiącach, a jak nie to świat to nie tylko bieganie bo ono w samej swojej istocie jest NUDNE:P