Któregoś dnia natrafiłem na skarpety firmy MICO. Były mocno zachwalane więc chciałem się przekonać czy są warte swojej ceny. Dodam na wstępie, że skarpetki zaraz po butach są dla mnie najważniejszymi elementami wyposażenia biegowego. Zwłaszcza jak mają służyć podczas długich biegów. Napisałem do firmy Mico o możliwość przetestowania ich produktu. Po jakimś czasie otrzymałem przesyłkę, która zawierała dwa produkty. Dziś podzielę się opiniom o jednym z nich.
MICO Long Running socks - OXY-JET
Co podaję producent?
Skarpety kompresyjne długie włoskiej firmy MICO. Idealnie nadają się na długie wybieganie.
Parametry: idealnie dopasowują się do stopy, dzięki czemu nie krępują ruchów stopy, wysoka oddychalność. Linia skarpet i bielizny OXI-JET została zaprojektowana aby poprawić krążenie krwi i limfy podczas uprawiania sportu. Kiedy
podczas uprawiania sportu jesteśmy ubrani w strój z linii OXI-JET,
nieustannie wytwarza on i stymuluje mikro-masaż (dzięki mikro naciskom
szwów na skórę, a co za tym idzie na system żylny). To pobudza i
poprawia przepływ krwi i limfy z powrotem do serca przyspieszając tym
samym wydalanie produktów przemiany materii.
Skład: 20%poliester, 20% poliamide micro, 20% poliamide, 40% elastyna
Jak jest w rzeczywistości?
Skarpety w dotyku są wykonane z bardzo przyjemnego materiału. Nie powodującego podrażnień ani otarć-zastosowana technologia płaskich szwów spisuję się bez zarzutu! Bardzo dobrze dopasowują się do kształtu stopy i łydki. Rzeczywiście nie krępują ruchów, nie przesuwają się w trakcie biegu-uważam to za duży plus, bo nie powiem byłem pełen obaw, że mogą się zsuwać z łydki. Nawet gdy namokną od deszczu dalej leżą bez zarzutu! Bardzo dobrze wykonane wzmocnienie na ścięgno Achillesa - miałem sam zapalenie tego ścięgna i od tego czasu wiem jak ważny jest dobór odpowiednich skarpet biegowych. Poza tym skarpety posiadają specjalne profilowanie na łuku stopy-miejsce gdzie anatomicznie zlokalizowane jest dużo naczyń żylnych. Uważam, że zarówno wsparcie dla ścięgna jak i dla łuku stopy spisują się bardzo dobrze!
Jak jest z kompresją?
Kompresja w skarpetach jest wyczuwalna. Skarpety ładnie opinają łydkę wspomagając tym samym krążenie. Nie jest to zapewne rodzaj kompresji dla tych co oczekują, że noga będzie super ściśnięta. Co według mnie nie jest konieczne! Czy widać jej efekty? Skarpety stosowałem podczas długich wybiegań jak i do regeneracji po treningu. Mając porównanie do produktów innych firm mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że zastosowana technologia kompresji w skarpetach MICO spełnia swoje zadanie!
Odporność na użytkowanie?
Zrobiłem w nich już ponad 150 km, były prane i dalej są jak nowe! Nie straciły nic ze swoich właściwości. Mogę śmiało opowiedzieć, że produkt firmy MICO jest odporny na intensywne użytkowanie!
Podsumowując długie skarpety kompresyjne firmy MICO, są bardzo dobrą alternatywą dla opasek kompresyjnych. Nie musimy się martwić o dobre dopasowanie skarpet i opasek do siebie. Sprawdzają się w trudnych warunkach niosąc wsparcie dla naszych stóp i łydek.
Skarpety można dostać w www.norafsport.pl www.skarpeter.pl
poniedziałek, 22 września 2014
środa, 10 września 2014
Pierwsza 'setka'
Do Krynicy przyjechałem już w środę, żeby spokojnie czekać na start. W czwartek z moim partnerem z Biegu Rzeźnika zrobiliśmy mały rekonesans po Jaworzynie. Czułem się świetnie. Podświadomość podpowiadała mi, że to będzie mój bieg! Czułem lekkość na zbiegach i podbiegach! Poza tym profil trasy bardzo mi odpowiadał-dużo, długi odcinków na których można szybko biegać. Jednak wyczekiwanie na start stopniowo wywoływało u mnie podenerwowanie. Plany były ambitne i moja 'głowa' o tym doskonale wiedziała...
Są dni gdy człowiek wstaje i wie, że to będzie jego dzień! Tego nie poczułem zwlekając się z łóżka około 1:30 w sobotę. Gorący prysznic, bułka z dżemem i marszem na start. Nie czułem się pewnie. Byłem jakby 'zagubiony' i wycofany. Godzina 3:00 ruszamy. Ciemno mimo dużej ilości 'czołówek'. W dobrej formie melduję się na Jaworzynie. Nie chciałem dużo sił straci na początku biegu bo wiedziałem, że to dopiero pierwszy etap ścigania. Podczas zbiegu z Runka w kierunku Hali Łabowskiego poczułem, że coś nie jest tak. Najpierw zaczęła przeszkadzać mi ciemność, później jakieś nieprzyjemne zimno jakby mnie dotknęło. Nagle poczułem jakby mi się chciało spać i nie mam sił. Nogi zrobiły się ciężkie i nie chciały biec jak powinny. gdyby tego było mało poczułem ból w części bliższej uda-demony z Wałbrzycha przypomniały o sobie. Łyk wody i pierwszy 'przeciwból' zaaplikowany! Dalej ciężko...Czuję, że plany walki o czas w granicach 10 h 30 min stają się nierealne. Głowa zaczyna szaleć-'Zejdź z trasy", "Wrócisz do łóżka i pójdziesz spać..." Po czym poczułem, że leżę w błocie-Nike Terra Kiger nie dały rady na błotnistej nawierzchni. Moja głowa już zupełnie przekonana, że na 36 km będzie po zabawie. Tracę pozycję za pozycją. Nie biegnę, a podbieguję. Gdy docieram do Rytra mówię do taty, że schodzę, że nogi bolą, że to nie mój dzień, że się źle czuje. On spokojnie mówi, że może szkoda, żebym pobiegł turystycznie, że liczą się pkt do UTMB. Koniec końców tracę dużo czasu na przepaku - zmiana butów, przełożenie chipa kosztowały mnie dużo nerwów i czasu. 'Przeciwból' i ruszam dalej. Wyznaczam sobie małe cele. Nie walczę już na podbiegach. Na płaskim nie biegnę szybko, a nawet biegnę/idę, a zbiegi robię asekuracyjnie. Nie martwię się o to, że tracę kolejne pozycje bo nie wiem czy skończę ten bieg. Mam nawet momenty, że cieszę się samotnym biegiem w górach. Noga mimo przeciwbóli boli... Tak docieram do 66 km. Tu też mały 'biwak', ale skoro nie walczę o to co założyłem, a uszczerbek na zdrowiu nie pozwala na szarże ułańską więc bez spiny. Zjadam 'milion' pomarańczy i ruszam bo przed mną jeszcze ciężka plansza. Jednak w głowie wiedziałem, że dotrę do deptaka w Krynicy.
Na 77 km czuję, że może się jeszcze 'pobawię' na trasie i zacząłem wyprzedzać. W bacówce nad Wierchomlą nawet się nie zatrzymałem. Czułem się tak jak powinienem się czuć od początku. Chciałem pokazać sobie, że dżemie we mnie duch wojownika mimo tak wielu przeciwności. Na 10 km do mety rozpętała się burza i ulewa. Zbieg w wodzie po kostki. Mimo to gnałem ile mogłem. Gdy wbiegłem na deptak czułem, że było warto mimo bólu, mimo wielu łez na trasie. To była moja chwila na deptaku. Nie myślałem wtedy, że jestem 'za późno' byłem wtedy kiedy byłem i cieszyłem się tym!
Co miało pójść nie tak na trasie to poszło. Kontuzja, źle dobrane buty, kryzysy. Jednak zameldowałem się na mecie, stanąłem w miejscu, w którym stawali Ci, których podziwiałem. Ten bieg kosztował mnie wiele zdrowia fizycznego i psychicznego. Cierpiałem psychicznie przez 66 km biegu. Fizycznie przez 90 km-tyle leków przeciwbólowych nie zjadłem w ostatnim roku co podczas tych 13 h i 2 min. Bieg ten był trudną lekcją podczas, której musiałem zdać nie jeden egzamin 'dojrzałości biegowej'. Wiem, że teraz będę tylko mocniejszy bo przeszedłem przez swoje piekło, doświadczyłem takiego bólu jakiego jeszcze za całą moją karierę biegową nie doznałem.
Nie chcę gdybać co by było gdybym pobiegł jak powinienem, na tyle ile potrafię bo to nie ma sensu. Jeśli za rok wystartuje-jedynie jak pojadę na CCC to nie wystartuje w B7D obiecuję wziąć rewanż! Gratuluje tym co byli lepsi od mnie, to był Wasz dzień, ale musicie wiedzieć, że gdzieś na dolnym śląsku jest chłopak, który ciężko trenuje by wspiąć się tak wysoko jak tylko się da!
Subskrybuj:
Posty (Atom)